środa, 30 listopada 2016

Miasto muzyki


Długo już nic nie pisałam, co całkowicie nie odbiega od mojej częstotliwości publikacji postów.
Jak niektórzy wiedzą, w czwartek 24 listopada, Amerykanie obchodzili Thanksgiving, czyli święto dziękczynienia. W tym dniu wszystkie indyki żyją w strachu, by nie nadeszła ich kolej na prezentację na świątecznym stole. A tak na poważnie, to lubię to święto - serio warto pomyśleć za co można podziękować. Za często prosimy, za mało dziękujemy...
Ale wracając do tematu, to z tej okazji, miałam cztery dni wolnego. Mogłam spożytkować je świętując z moją host rodziną, albo spędzić je jakkolwiek mi się podoba. Wybrałam drugą opcję, bo nie mogłam doczekać się, kiedy w końcu zapakuję się w samolot dokądkolwiek.

Tym razem trafiłam do Nashville, TN, miasta muzyki country.
I jakiekolwiek macie skojarzenia o muzyce country, tak własnie wygląda to miasto!
Całe mnóstwo barów na głównej ulicy Broadway z live music grającą od rana do późnej nocy, sklepy z kowbojkami, kapeluszami, instrumentami muzycznymi, uliczni grajkowie, neony, muzea, murale... To wszystko można spotkać w Nashville.
Zatrzymałyśmy się w hostelu, który już na wstępie wprowadzał gości w klimat country swoim wielkim na pół ściany muralem:



Pierwszy dzień spędziłam obchodząc całe Nashville, więc wracając do hostelu nie czułam nóg. Ale warto było! Capitol, Parthenon (prawie jak w Atenach!), parki, główne ulice miasta są przepiękne. Oto dowód :)















W piątek, a raczej "black friday", ludzie przenieśli się z ulic do centrów handlowych. A ja.... podążyłam za nimi! :)) Naprawdę jest to w USA wielkie wydarzenie. I fakt, że sporo rzeczy nie jest poprzecenianie, no to jednak większość jest i naprawdę warto wybrać się na wielkie zakupy w ten dzień. Cieszyłam się, że wracałam do Waszyngtonu autobusem, bo mój nadbagaż nie kwalifikowałby się do lotu.
A odnośnie autobusu.... no cóż... myślałam, ze nie wytrzymam tak długiej podróży siedząc w jednym miejscu. Jednak nie w tym tkwił haczyk, a w podróżujących ze mną. Po prostu strach było wsiąść!
Jakby jednak nie patrzeć, zawsze to jakieś nowe doświadczenie.


P.S. Stuknęło mi 6 miesięcy w USA - nie wiem jak to się stało!
P.S.2. Chciałabym zacząć nagrywać filmiki/pisać posty w języku angielskim - czy i z jakim rezultatem - zobaczymy ;) Ale byłoby to niezłe ćwiczenie.
P.S.3 Zbliżają się Święta! Pierwsze poza domem....

"I haven't been everywhere, but it's on my list! 'couse to travel is to                                                     live"



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz