Nie... nie okradli mnie na Bahamach, więc ci, którzy szukali sensacji, mogą skończyć już czytać ten post.
Niestety, publikowanie zdjęć czy postów na różnego typu portalach społecznościowych nie zawsze spotyka się z sympatią odbiorcy.
Nie zdawałam sobie z tego sprawy, aż do dzisiaj.
Ludzie! Żadne moje wakacje - te mniejsze, czy te większe - te po Polsce, po Europie czy po USA- to nie jest coś co mi się przytrafiło jak ślepej kurze ziarno.
To nie jest tak, że podróżuję z kimś, kto mi za to płaci, nie mam sponsorów (jak niektórzy sugerowali), nie kradnę pieniędzy, nie obrabiam banków!
Na wszystko zapracowałam (a uwierzcie, że z pensji au pair nie jest to łatwe) i nic fuksem mi się nie przytrafia.
Nigdy nie ukrywałam, że przyjechałam do USA jako au pair i że jest to program dostępny dla prawie wszystkich chcących.
Jedyne, co kradnę (prawie każdego dnia, a w szczególności na Bahamach) to uśmiechy ludzi, piękno krajobrazu, bogactwo kultur, języków i religii, rozmowy z innymi, poznawanie nowego.
Tak - jestem złodziejem :) Zabieram cząstkę tego i zostawiam dla siebie, żebym mogła się uczyć.
Tak było i tym razem. Dwa dni spędziłam w Orlando (Disney world & Universal studios), 5 dni na rejsie po Miami, Bahamach, Key West i 2 dni leżałam plackiem na plaży w Miami.
Niesamowite było to, co zobaczyłam i przeżyłam. Serio, nawet nie zamierzam tego opisywać, bo żadne moje opowiadania ani nawet zdjęcia, nigdy nie odzwierciedlą tego, co zobaczyłam.
Wrzucam kilka z nich, które kompletnie nijak mają się do tego, co widziałam na własne oczy.
Może niektórzy uśmiechną się i zaczerpną trochę egzotyki i posmaku podróży, a niektórzy pozostaną w sferze domniemywania i zazdrości :)
Wszystkich pozdrawiam!! :)))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz